Wednesday, July 4, 2018
Jak i dlaczego przeszłam na weganizm?
Cześć!
Dawno mnie tu nie było, więc pewnie tymbardziej zdziwi Was dzisiejszy temat. Być może dieta nie kojarzy się w oczywisty sposób z makijażem, jednak w moim przypadku miała tak ogromny wpływ na mój wygląd i samopoczucie, że postanowiłam się z Wami podzielić tym co skłoniło mnie do zmiany moich nawyków żywieniowych.
Jak to się zaczęło...
Pod koniec poprzedniego roku za każdym razem gdy tylko zjadłam mięso lub mięsne przetwory nie czułam się zbyt dobrze. Tak naprawdę poza lekkostrawnymi potrawami było mi niedobrze prawie po wszystkim, co pochodziło od zwierząt. Trwało to mniej więcej od początku listopada, a może nawet dłużej? Wtedy nie łączyłam tego z mięsem czy nabiałem, myślałam, że może potrzebuję detoksu, do tego szarówka za oknem nie działała pozytywnie na moje siły witalne, tłumaczyłam to niewystarczającym brakiem ruchu i "takim czasem".
Sylwester to zwykle dzień kiedy zamawiamy jakieś gotowe jedzenie ponieważ cały sylwester zawsze pracuję, a mój chłopak ma wtedy urodziny więc powiedzmy, że to taka "rekompensata". Tak też było w minionego sylwestra - mi od dłuższego czasu było nie dobrze po mięsie jednak moja druga połówka miała ochotę na klasycznego fast fooda - padło na KFC. Bardzo rzadko tam jadaliśmy, więc zamówienie z okazji "święta" było dobrym pretekstem :-)
Niestety mój problem z kurczakami z KFC, a właściwie panierką jest taki, że są dla mnie zbyt doprawione i intensywne. Do tego doszło po prostu kiepskie samopoczucie po spożyciu posiłku, który mi w tym czasie szkodził i moje obrzydzenie do mięsa sięgnęło tego dnia zenitu. Po "obiedzie" było mi tak niedobrze, czułam się taka pełna, zapchana i wzdęta, że praktycznie po kwadransie wylądowałam w łazience. Mimo, że obiad przeleciał przeze mnie z prędkością światła to niesmak pozostał.
Następnego dnia wciąż było mi niedobrze - zaczęłam łączyć fakty i zrozumiałam, że za każdym razem gdy jadłam mięso było mi niedobrze. Bez względu z jakiego źródła, czy zrobione samodzielnie czy kupione w restauracji. Znacie to uczucie, kiedy coś Wam zaszkodzi i później nie jesteście przez długi czas w ogóle na to spojrzeć, a sam zapach wywołuje mdłości? Po tym dniu ja tak miałam i zrozumiałam, że muszę przestać robić sobie krzywdę.
Pierwszego dnia postanowiłam, że zrobię sobie po prostu post i odstawię mięso. Jednakowoż stwierdziłam, że z czystej ciekawości sprawdzę ile również uda mi się wytrzymać bez nabiału. Właściwie nadal nie wiem, czemu przyszło mi to do głowy.
Wnioski po pół roku
O dziwo, mimo kilku potknięć jestem na diecie wegańskiej już ponad pół roku i jedyne czego żałuję, to, że mój organizm nie dał mi takiego "cynku" do zmiany dużo wcześniej. Naprawdę mam wrażenie, że mój organizm podświadomie sam wybrał za mnie tę dietę. Zmiany są tak ogromne i pozytywne, że dopiero teraz wszystko zaczyna się łączyć i mieć sens. Przez pierwsze półtora/dwa miesiące schudłam ok 7kg i możecie mi wierzyć na słowo - BARDZO już tego potrzebowałam. Pod koniec 2017 roku osiągnęłam na wadze wynik, którego nigdy wcześniej na niej nie zobaczyłam. Jednym słowem - było ŹLE.
Kolejny plus to w końcu nie czuję się "przeżarta" po obiedzie, tylko najedzona. Po zjedzeniu posiłku mam siłę by dalej funkcjonować, a nie zawinąć się w kokon i iść spać na kilka godzin w ciągu dnia.
Poprawiła mi się cera, co wiele z Was zauważyło. Dostaję dużo więcej komplementów pod filmami na Youtube i bardzo mi miło, że to zauważacie. Wiele osób pyta co się wydarzyło, że jestem taka promienna na twarzy. Cóż, oto odpowiedź :) Zauważyłam też, że moja skóra nie jest już tak wiotka, szczególnie pod oczami.
Inny bardzo pozytywny aspekt jest taki, że potrzebuję o wiele mniej snu niż wcześniej.
Dzięki przejściu na weganizm zaczęłam się dokształcać w wielu tematach, które wcześniej traktowałam po macoszemu - zero waste, ekologia, hodowla zwierząt, zdrowie. Jeżdżę na imprezy tematyczne i wykłady dzięki którym czuję, że się rozwijam i zdobyłam w końcu jakąś odskocznię, dzięki czemu moja praca znów zaczęła mi sprawiać większą przyjemność (może być to też kwestia tego, że nie jestem już tak zmęczona i mam w sobie dużo więcej radości).
Nie chce mówić, że dieta to remedium na wszystkie problemy ponieważ oczywiście dieta wegańska wcale nie musi być dietą zdrową (można w końcu jeść codziennie kupny, wegański fast food) jednak w moim przypadku zmiana sposobu żywienia była bodźcem do po prostu - ogarnięcia się.
Znów czuję się dobrze w swojej skórze, co mnie bardzo cieszy. Mam wrażenie, że mogę przenosić góry.
Udało mi się również przekonać do przejścia na wegetarianizm moją mamę, chociaż u niej tak naprawdę też przyszło to bardzo naturalnie. Wprowadza też coraz więcej dań wegańskich. Biorąc pod uwagę, że uprawia dużo sportu i biega w maratonach myślę, że to dobry przykład wege-sportowca dla niedowiarków.
Post napisałam pod wpływem chwili, brakuje w nim wielu ciekawostek i ważnych informacji, jednak niech będzie to wstęp do nowego rozdziału nie tylko w moim życiu, ale i na blogu :-)
Dobranoc!
Labels:
dieta,
maja ogonowska,
vegan,
weganizm
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment